Ambasador USA Mark Brzeziński otworzył Art Park w Manufakturze
"Moja mama kochała Łódź. To miasto zawsze miało szczególne miejsce w sercu mojej mamy. Dziękuję za ten specjalny dzień w imieniu rodziny Brzeziński" - powiedział Mark Brzeziński, ambasador USA w Polsce przecinając wstęgę tuż obok rzeźby autorstwa swojej matki.
W okolicznościowym, spontanicznym wystąpieniu ambasador wspominał matkę: "Przyjeżdżała co jakiś czas do Łodzi, mieszkała w lesie na obrzeżach miasta. Nie mieszkała tam sama, ale zabierała 10-15 pracowników. Bardzo często byli to pracownicy pochodzenia ukraińskiego. Oni ścinali drzewa, a ona pracowała tworząc z nich rzeźby. Mieszkali tam razem, tworzyli wspólnotę – ona, artystka i ludzie, którzy jej pomagali. Kiedy tę historię opowiadam w Stanach Zjednoczonych, słyszę jedno wielkie +Co? To niemożliwe!+. To budzi zdumienie, że można było tak z ludźmi pracować".
Dodał, że mama była Czeszką i podobnie jak ojciec Polak znalazła swojego miejsce w Stanach Zjednoczonych. "Razem tworzyli unikalny związek oparty na równości i tego uczyli mnie, moją siostrę Mikę i brata Iana. Żebyśmy szanowali i traktowali równo, zarówno słynnego ojca, jak i słynną matkę" - podkreślił.
"Zdarzało się, że kiedy wracaliśmy ze szkoły, ojciec rozmawiał przez słynny czerwony telefon bezpośrednio z Białym Domem w Waszyngtonie. Mama mogła być w tym czasie gdzieś na podwórzu z piłą łańcuchową, wycinając kolejne elementy swoich rzeźb. My wiedzieliśmy, że nie można było im przeszkadzać, bo każde z nich miało swoją pracę do wykonania, a ich praca była jednakowo ważna i wymagała jednakowego szacunku" - wspominał Mark Brzeziński.
Ambasador podkreślił, że Emilie była silną kobietą i humanistką do głębi serca. "Zawsze mówiła to, co myślała, niezależnie do kogo się zwracała" - tłumaczył i przytoczył zdarzenie z 1979 r., kiedy podczas uroczystego obiadu podczas wizyty papieża Jan Pawła II w Waszyngtonie Emilie zwróciła się do papieża, wskazując, że rola kobiet w Kościele powinna być dużo bardziej doceniana i co więcej, że kobiety powinny zostać kapłanami. "O dziwo, papież potwierdził, że rola kobiet jest ogromna i zasługuje na docenienie. Taka była moja mama" - mówił Brzeziński.
Sławomir Murawski, dyrektor Manufaktury wskazał, że w 2006 roku, po otwarciu Manufaktury, w Łodzi trwała dyskusja, gdzie wyeksponować rzeźby z "Konstrukcji w procesie", jednego z największych wydarzeń artystycznych końca ubiegłego wieku.
"Zaproponowano, żeby te rzeźby trafiły do Manufaktury. Odezwały się jednak głosy, że nie będziemy przecież pokazywać rzeźb w centrum handlowym. Wtedy Emilie Brzeziński powiedziała: +To super miejsce. Chcę, żeby to było tutaj+. Emilie Brzeziński była kobietą z tak silnym charakterem, że kiedy coś zdecydowała, nikt już nie miał wątpliwości, że tak ma być. Dziękujemy za to, nazywając Art Park imieniem Emilie Benes Brzeziński" - wyjaśnił.
Emilie Benes Brzeziński, amerykańska rzeźbiarska czeskiego pochodzenia była stryjeczną wnuczką prezydenta Czechosłowacji Edvarda Benesa i żoną profesora Zbigniewa Brzezińskiego, amerykańskiego politologa, doradcy ds. bezpieczeństwa narodowego w czasie prezydentury Jimmy Cartera.
Rzeźby z drewna, tworzone za pomocą piły mechanicznej, dłuta i siekiery są znane na całym świecie. Jedna z nich - "Klonowa kaskada" była wystawiana podczas "Konstrukcji w procesie" w Łodzi, a teraz stoi w centralnym punkcie Art Parku.
Adam Klimczak, jeden z współtwórców "Konstrukcji w procesie" o rzeźbie i artystce powiedział: "Te ślady po pile mechanicznej, którą operowała, to jej ślad, jej rysunek. Będzie nam towarzyszył przez kolejne lata. Naszą ideą było, żeby artyści tworzyli razem ze społeczeństwem - wspólnotowo. Emilka, bo dla nas - przyjaciół, była po prostu Emilką, reprezentowała to, co najlepsze w tej idei - właśnie tę wspólnotowość".
Emilie Benes Brzeziński zmarła dwa lata temu w USA. (PAP)
autor: Marek Juśkiewicz
jus/ dki/